Rozdział 5
Sam
To był ułamek sekundy, kiedy na sali wybuchła panika. Starałam się być cały czas czujna, ale strzelec zaatakował w momencie, kiedy nikt się tego nie spodziewał. Już przed całą akcją rozmawiałam z Deanem, że Katie i chłopaki zajmą się wyprowadzaniem ludzi, a ja zostanę na sali, żeby zająć się naszym strzelcem. Tak też się stało. Nie wyjęłam słuchawki z ucha, chociaż powinnam to zrobić, bo te rozkazy tylko mnie rozpraszały. Rozglądałam się uważnie po sali, szukając swojego przeciwnika. Nagle mnie zaatakował mnie. Od tyłu. Byłam na to przygotowana, ponieważ w takich sytuacjach zawsze byłam czujna. Odwróciłam się z zamiarem zaatakowania, ale zamarłam.
Znałam tą twarz doskonale. To był on. Nagle moją głowę zalała fala złych wspomnień. Powróciło do mnie to, co stało się dwa lata temu. Pieprzone dwa lata, przez które marzyłam, żeby go spotkać. Czułam znowu ten ból, który mi sprawił. Moje myśli jednak przerwał jego obrzydliwy głos.
–Witaj, kochanie. – zaśmiał się, patrząc na mnie. – Ile to lat? Dwa? Tyle się nie widzieliśmy, a ty tylko wyładniałaś. Mam nadzieję, ze tez nauczyłaś się dobrze pieprzyć, bo z chęcią ponownie cię skosztuję.
Zamurowało mnie i potrzebowałam chwili, żeby odzyskać zdolność myślenia. Czasami, kiedy w życiu ktoś nas skrzywdzi, marzymy potem, żeby wyrównać rachunki. Tak samo było ze mną. Nie przewidziałam tylko tego, że wspomnienia będą tak bolały. To nic przyjemnego, kiedy Twoja głowa, z prędkością światła, niczym kadry z filmu, przerzuca najgorsze wspomnienia.
To wszystko stało się wtedy. Dwa pieprzone lata temu, kiedy ten typ porwał mnie i torturował. Na początku byłam harda i pewna siebie. Bawiło ich to, a ja wiedziałam, że nie mogę pozwolić się złamać. Chodziło o moją rodzinę, którą obiecałam chronić za wszelką cenę. W momencie, kiedy inny gang cię porywa, będzie robił wszystko, żeby wydobyć z Ciebie każdą informację. Tak samo było w tym przypadku. Ból fizyczny jaki mi sprawiali był niczym, w porównaniu do mojej psychiki. Po kilku dniach czułam się jak nic nie warta szmata. Odebrali mi coś, czego nie mieli prawa. Zabrali moją godność oraz zmienili mnie na zawsze.
Przez tamte wydarzenia przestałam postrzegać mężczyzn jako obiekt zakochania się, a traktowałam ich jako rzecz. Tak było mi po prostu łatwiej. Nie przejmowałam się swoją opinią wśród ludzi, bo liczyło się dla mnie to, że nie pozwolę już nikomu się skrzywdzić. W żaden sposób. Postanowiłam, że wyjmę jednak słuchawkę z ucha i tak też zrobiłam. Musiałam się teraz skupić w pełni. Broń, którą miałam schowaną, również rzuciłam w bok i spojrzałam z uśmiechem na swojego przeciwnika.
– Oj, uwierz mi. Pieprzę się zajebiście, ale Tobie nie będzie to nigdy dane sprawdzić.–zaśmiałam się, zaczynając z nim krążyć w kółko.– Wiesz, dlaczego? Bo zabiję cię. Nie teraz, ale za jakiś czas. Najpierw spuszczę ci taki łomot jak ty kiedyś mnie. Potem moi współpracownicy przewiozą cię do tajemniczego miejsca, gdzie wyśpiewasz nam wszystko.
Pewność siebie podobno jest zgubna, ale wiedziałam, że nie zmarnowałam tych dwóch lat na użalanie się nad sobą. Cały czas trenowałam i byłam najlepsza. Ustawiłam się tak, żeby zadać pierwszy cios i nie czekałam aż mi odpowie. Zaatakowałam. Uderzyłam go z pięści w twarz, a on kompletnie się tego nie spodziewał. Jednak nie pozostał mi dłużny i za moment oberwałam od niego. Nasza walka trwała dobrych kilkanaście minut i oboje nie chcieliśmy dać za wygraną. Jednakże, to ja byłam na wygranej pozycji. Miałam pewną przewagę, o której on nie wiedział. Dean przed samym wyjazdem dał mi strzykawkę z środkiem usypiającym. Mało myśląc, wyciągnęłam ją i wbiłam swojemu przeciwnikowi. Temu chwilę zajęło dojście do tego, co się stało, a kiedy już się domyślił, na nic była jego reakcja. Substancja zaczęła działać. Uśmiechnęłam się szeroko i zobaczyłam jak jego ciało bezwładnie opada na ziemię. Podeszłam do niego i dotknęłam go swoją stopą, ale nie zareagował.
Byłam zmęczona, a wręcz wyczerpana, dlatego podeszłam wolno do drzwi i otworzyłam je. Do środka wpadli wszyscy z naszej ekipy. Machnęłam na nich ręką i szybko przemknęłam w stronę swojego auta, do którego wsiadłam. Jakież było moje zdziwienie, kiedy miejsce pasażera zajął Louis. Zmarszczyłam brwi, patrząc na niego.
– Co tutaj robisz? Serio, chce teraz pobyć sama. – przewróciłam oczami i sięgnęłam na tylne siedzenie, gdzie leżała torba z ciuchami na zmianę. – Louis, nie denerwuj mnie, tylko wysiadaj.
Jęknęłam zirytowana i bez skrępowania zaczęłam się przebierać.
– Jadę z Tobą. Wiem, że potrzebujesz się teraz odstresować. Słyszeliśmy wszystko. Plus widzę jak starasz się schować wszystkie swoje emocje. – wzruszył ramionami. – Jedźmy się napić. To znaczy, ty będziesz piła, a ja będę prowadził.
Nie miałam siły się z nim kłócić, dlatego przewróciłam oczami i ruszyłam do przodu. Jeśli uważał, że pozwolę mu na poznanie mojej historii, to jest w błędzie. Najpierw sama muszę się uporać ze swoimi demonami, a dopiero potem kogoś do siebie dopuszczę. Teraz nie umiałam. Potrzebowałam chwili zapomnienia.
Parę chwil później
Nigdy nie przejmowałam się swoją nieprzepisową jazdą. Doskonale wiedziałam, że policja nic mi nie zrobi. Nawet jeśli by próbowali mnie złapać, to ich marne autka nie dałyby rady mojej bestii. Ta dziecinka wygrała nie jeden wyścig, więc nie zadzierać z nią. Przez naszą kilku minutową drogę nie odezwaliśmy się słowem. Nie czułam potrzeby, żeby rozmawiać. Szczerze, to zastanawiało mnie, dlaczego Louis wepchnął mi się do samochodu. To nie było potrzebne. Ja tego nie potrzebowałam, ale on skutecznie to zignorował. Dobrze, skoro chce mnie przypilnować, to niech mu będzie. Mam okazję, żeby się upić. Nigdy mi się to nie zdarza, ale dzisiaj mam do tego pełne prawo.
Wysiadłam z samochodu i nie zwracając nawet uwagi na swojego dzisiejszego towarzysza, ruszyłam w stronę drzwi baru. Uśmiechnęłam się do barmanki, która dobrze mnie znała i usiadłam na stołku, spoglądając na nią. Doskonale wiedziała co mi podać. Czysta wódka. Żadne drinki czy whisky, którą nałogowo pił mój brat. W tej chwili moim najlepszym przyjacielem jest wódka, która drażniła moje gardło, kiedy przechylałam kieliszek za kieliszkiem. Louis dosiadł się do mnie jakieś pół godziny później. Dał mi pewnie czas na pobycie w samotności. Byłam mu wdzięczna, bo tego potrzebowałam. Poukładania na nowo rozszalałych myśli i wspomnień z tamtego czasu. To nie było łatwe przeżycie, a moja dusza jest bardziej zniszczona niż się tego spodziewałam.
Jasne, radziłam sobie. Przynajmniej tak myśleli wszyscy. Łącznie z moją siostrą i bratem na czele, ale tak nie było. Uśmiechałam się, ale w środku czułam obrzydzenie do samej siebie. Nie byłam w stanie pogodzić się z tym wszystkim co mi zrobili. O bólu fizycznym już dawno zapomniałam, ale ten ślad, który zostawili w mojej psychice będzie mi towarzyszył do końca moich dni. Tamte wydarzenia zmieniły mnie bezpowrotnie. Nie potrafiłam zaufać, otworzyć się ani nie dałam nikomu zbliżyć się do siebie. Już nie.
Louis wytrwale siedziałam koło mnie, milcząc cały czas, a ja tymczasem z każdą chwilą wlewałam w siebie coraz więcej alkoholu. To była moja ucieczka, w których byłam mistrzynią. Uciekałam zawsze, kiedy nie potrafiłam sobie poradzić. Zerknęłam na Tomlinsona, który przypatrywał mi się i uśmiechnęłam się szeroko.
– Czemu się na mnie patrzysz? Podobam ci się, czy jak? – zaśmiałam się, uderzając w jego rękę swoją piąstką.
– Tak, jestem wręcz Tobą urzeczony. – przewrócił oczami, patrząc na mnie. – Po prostu czekam aż zaczniesz coś mówić.
Prychnęłam pod nosem, bo nie rozumiałam, po co w takim razie tutaj ze mną przyjechał. Mógł sobie siedzieć w domu, a ja dałabym sobie radę. Zawsze sobie daję radę. Jestem dużą dziewczynką, która nie potrzebuje ochroniarza. Od natrętnych typków też umiem się odgonić. Miałam już coś odpowiedzieć swojemu towarzyszowi, kiedy zostałam poproszona do tańca. Zgodziłam się, bo co mnie tutaj trzymało? Louis i tak był nudny. Z uśmiechem na ustach tańczyłam z tym kolesiem i pozwalałam na to, żeby jego rączki opuszczały bezpieczną strefę pleców.
Bawiłam się świetnie aż wreszcie zostałam odciągnięta przez kogoś. Spojrzałam się przez ramię i zauważyłam swojego udawanego męża. W sumie do tej pory żadne z nas nie ściągnęło obrączki, ale miałam to gdzieś. Stanowczo ułożył dłonie na moich biodrach, a ja instynktownie się o niego ocierałam. Czułam, że to coś odpowiedniego, ale na całe szczęście mogłam to zgonić na moje pijackie myśli, bo inaczej chyba bym się zabiła. Po kilku piosenkach, Louis powiedział, ze zabiera mnie stąd. Nie protestowałam, bo nie potrafiłam. Wiedziałam, że limit alkoholu jaki dzisiaj wypiłam został wyczerpany. Musiałam mu przyznać rację i dlatego z nim poszłam. Niechętnie, ale oddałam mu kluczyki do mojego maleństwa. Oby tylko uważał, bo inaczej już nigdy sobie nie użyje, gdyż nie będzie miał czym.
Wtuliłam się w siedzenie, kiedy tylko znalazłam się w aucie. Tak strasznie chciało mi się spać, więc zrobiłam to. Wcześniej tylko położyłam rękę na udzie Louisa, bo chciałam mu niemo podziękować. Mimo, że nie chciałam, to doskonale wiedziałam, że potrzebowałam kogoś, kto posiedziałby ze mną w ciszy. On spełnił się w tej roli. Nie mam bladego pojęcia ile jechaliśmy, ale nie zabrał mnie do domu. Domyśliłam się tego, kiedy wziął mnie na ręce i powiedział kobiecie w recepcji, że właśnie przyjechał ze swoją żoną i chce wynająć pokój. Jedyne o czym marzyłam to było znalezienie się w łóżku. Nie dość, że byłam pijana to jeszcze strasznie zmęczona całą tą akcją.
Louis delikatnie położył mnie na łóżku, a następnie zaczął zsuwać ze mnie sukienkę. Nie miałam siły, żeby go w tym wyręczyć. Zrobił to za mnie, a mnie było to na rękę. Wtuliłam się w poduszkę, kiedy zostałam już w samej bieliźnie, a następnie poczułam, że on położył się koło mnie, przyciągając mnie do siebie. Uśmiechnęłam się pod nosem i otworzyłam oczy.
– Na przytulanki cię wzięło? – powiedziałam cicho, przygryzając wargę.
– Cicho bądź, Winchester. Psujesz chwilę. – zaśmiał się, ale nawet na mnie nie spojrzał.
Nie wiem co mną kierowało, ale kiedy tak na niego patrzyłam, postanowiłam go pocałować. Nie zastanawiałam się nad tym dłużej i po prostu złączyłam jego wargi z moimi. To nie był pocałunek, który doprowadzi tylko do seksu. Było w nim coś więcej. Coś, czego nie czułam nigdy wcześniej. Louis nie protestował, tylko delikatnie dotknął dłonią mojego policzka, przyciągając mnie bliżej do siebie. Nasze języki walczyły o dominację, ponieważ żadne z nas się nie poddawało. Czy spodziewałam się, że kiedykolwiek będę się z nim całowała? Nie. Czy uważałam, że to było złe? Nie. Bałam się tylko tego, że kiedy rano otworzę oczy, usłyszę z jego ust, że nie powinno się to wydarzyć. Nikt nie lubił słyszeć tego zdania. Z takimi myślami zasnęłam, wtulona w niego. Co przyniesie ranek?
Zasługujecie na moje przeprosiny, ale musiałam uporać się ze swoimi własnymi demonami! Jeśli chcecie wiedzieć więcej, to odsyłam was na mojego prywatnego bloga ---> http://zycieuslaneiglami.blogspot.com :) No i umieściłam też opowiadanie na wattpadzie, więc tam też was zapraszam! Plus poprawiłam poprzednie rozdziały, żeby były bardziej składne.
Życzę weny i zapraszam do siebie
OdpowiedzUsuńhttp://mine-hs.blogspot.com/